Witajcie! Wrzesień zmierza ku końcowi, najwyższa więc pora podzielić się z Wami moim wrześniowym odkryciem. Nie napiszę jednak tym razem o żadnym konkretnym produkcie, opowiem Wam za to o pewnym makijażowym triku, który w ostatnich tygodniach całkowicie zrewolucjonizował sposób, w jaki się maluję :)))
Część z Was najprawdopodobniej już o tej metodzie słyszała, bo video Wayne'a Gossa, w którym doradzał, jak ograniczyć przetłuszczanie się cery i przedłużyć trwałość podkładu, ukazało się na jego youtubowym kanale wiosną. Wiele dziewczyn od razu ten pomysł podchwyciło i rozpropagowało, mnie jednak ta eksperymentalna gorączka wtedy jakoś ominęła i dopiero parę tygodni temu zachciało mi się sprawdzić na własnej skórze, o co tyle hałasu. I co? I przepadłam.
O co chodzi? W największym skrócie o to, żeby twarz przypudrować przed nałożeniem podkładu, a nie odwrotnie, jak to wszystkie przecież zwykłyśmy robić. Wiem, brzmi jak makijażowa herezja, też w pierwszym odruchu pomyślałam "to nie ma prawa się udać". A jednak! Puder wstemplowany jako primer w nawilżoną kremem skórę stanowi wspaniałą bazę dla płynnych podkładów, zdecydowanie lepiej kontrolując w ciągu dnia błysk cery, a tym samym przedłużając świeżość makijażu, niż nakładany w ostatnim kroku tradycyjnie jako utrwalający wszystko finisher.
Goss w swoim filmie zaleca przy tej metodzie makijażu używanie pudrów sypkich, ja jednak z powodzeniem sięgam po prasowany puder bambusowy FM (jest naprawdę świetny, chyba kupię drugie opakowanie, z pierwszego zbieram już ostatnie okruszki). Nakładam go oszczędnie stemplującymi ruchami ulubionym pędzlem kabuki z The Body Shop.

Tak przygotowana cera jeszcze przed nałożeniem podkładu zostaje dokładnie zmatowiona i wygładzona, a puder, choć transparentny, delikatnie wyrównuje też jej koloryt. Łatwiej osiągnąć potem satysfakcjonujący poziom krycia, nawet lekkim bb kremem. Ja ostatnio regularnie sięgam po swój najnowszy azjatycki nabytek, Skin79 Dear Rose BB Cream (jeszcze Wam o nim napiszę), ale metoda sprawdzała się też ze Skin79 Orange, a nawet Revlon Colorstay. Jedyne, czego zmieniając podkłady czy bb kremy konsekwentnie się trzymałam, to aplikacja na mokro, beauty blenderem lub pomarańczowym jajem Real Techniques, które niedawno sobie sprawiłam dla porównania z różowym oryginałem.

Makijaż dzięki stawiającej świat na głowie metodzie Gossa rzeczywiście trzyma się dłużej, bo skóra po prostu wolniej się przetłuszcza! Mam tłustą, wiecznie sprawiającą kłopoty cerę, więc wiem, co mówię. Puder pod podkładem oznacza mniej błysku, a czasami nawet brak konieczności poprawiania makijażu w ciągu dnia. Niżej możecie zobaczyć, jak wyglądałam dziś po jakichś dziewięciu godzinach bez poprawek. Żadnych bibułek, żadnego dodatkowego pudrowania, mimo normalnego funkcjonowania specjalnie nie kontrolowałam wyglądu. Zdjęcia nie retuszowałam, pozwoliłam sobie jedynie odrobinę zmiękczyć rysy. Wybaczcie mi ten przejaw próżności, ale nie chciałybyście oglądać mojej 35-letniej twarzy w takim zbliżeniu bez tego łaskawego dla dojrzałej skóry filtra :DDD
Nie jest najgorzej, prawda? To znaczy po tylu godzinach wylazły na wierzch pory, widać, że trochę skruszył się tusz do rzęs (Miss Sporty Pump Up Booster Mascara, nie kupujcie, kiepścizna!), brwi też straciły poranną świeżość, ale generalnie twarz nie wygląda na przetłuszczoną, a krem bb nadal trzyma się skóry, nie starł się i nie spłynął. Metoda Gossa działa!

Jeśli chcecie na jej temat dowiedzieć się więcej, odsyłam Was do źródła, czyli do filmu Gossa. Warto obejrzeć!
Choć tak jak wspominałam, trik Gossa może wydawać się herezją, jednak okazuje się skuteczny. Zachęcam Was do wypróbowania go na własnej skórze. A może już to zrobiłyście? Co myślicie o tej metodzie? Koniecznie dajcie znać. Napiszcie też oczywiście o swoich wrześniowych odkryciach. Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki,
Cammie.
Ostatni dzwonek!
Zagraj o 1 z 10 zestawów
Bioderma Sebium,
KLIK.