Nikt go nie chciał, został u mnie po kwietniowym babskim weekendzie z koleżankami. Na mnie w sumie też początkowo nie zrobił wrażenia, ot, zwykły róż, no ale skoro żadna go nie wzięła, no to co miałam robić, przygarnęłam. Swoje odleżał, ale jak już raz po niego sięgnęłam, tak sięgam na okrągło. Niby taki niepozorny, na paznokciach pokazał cały swój potencjał. Dziewczyny, żałujcie, że go tak pochopnie skreśliłyście, teraz mój ci on! Golden Rose Rich Color nr 26.

W buteleczce wygląda na całkiem przeciętny, podszyty fioletem róż. Wypisz wymaluj jagodowy koktajl. Czyli kolor, jakich wiele. Na paznokciach zyskuje jednak nowe oblicze, nabierając nagle charakteru. Dwie warstwy dają taką głębię i intensywność, jakby był to zupełnie inny lakier.

Niespodziewanie ten niepozorny róż stał się moim letnim ulubieńcem. Pięknie wygląda zarówno na dłoniach, jak i na stopach, ślicznie kontrastuje z jasną skórą.

Nie mogę nie pochwalić również jego właściwości, bo dzięki wygodnemu pędzelkowi i gęstej konsystencji bardzo łatwo się go aplikuje. Nie rozlewa się po skórkach, doskonale kryje, szybko schnie, czego chcieć więcej? Zwłaszcza że trwałość też na piątkę, pod topcoatem trzyma się nawet do tygodnia, lekko ścierając się tylko na końcówkach.

Pomyśleć, że nikt go nie chciał! A teraz jako ulubieniec jedzie ze mną na wakacje, nie biorę żadnego innego lakieru :)))
Jak Wam się podoba to różowe cacko? Dostrzegacie jego urok? Co w ogóle myślicie o lakierach Golden Rose? Szczerze mówiąc, moje nastawienie do nich było sceptyczne, głównie przez dawne kiepskie doświadczenia z tańszymi seriami, ale Rich Color wydaje się bardzo udana. O tym różu w każdym razie złego słowa nie dam powiedzieć!
Pojutrze wyjeżdżam, więc w kontakcie będziemy pewnie ograniczonym (choć jeśli okoliczności pozwolą, wzorem wcześniejszych wyjazdów ---> KLIK chciałabym napisać coś dla Was w cyklu W podróży), ale póki co dziś jak zwykle odpowiem na wszystkie Wasze komentarze. Piszcie!
Buziaki,
Cammie.